Musicie wybaczyć mi lekki zastój. Pierwszy raz od dawna musiałam pisać coś poza prozaiczną notką na bloga (co oczywiście bardzo lubię!). To z reguły pochłania wiele czasu, więc przez ostatni tydzień głównie pisałam. Ale każda praca wymaga drobnej przerwy i taką sobie zafundowałam w sobotę.
Pamiętacie moją grudniową wizytę na warsztatach cukierniczych?
Co za zbieg okoliczności, znowu udało mi się wygrać! Kto wie, jaki czort siedział nad tymi karteczkami.. Może Panowie ze Sweet Decor coś o tym wiedzą? ;) Tym razem zamiast dekorowania pierników, uczestnicy warsztatów dekorowali babeczki i mazurki. A raczej coś, co mazurki przypominało formą. Rozumiem, że pieczenie kruchego ciasta dla każdego uczestnika może być wyzwaniem ;) Ponownie spotkaliśmy się w kawiarni Brick w Tarnowskich Górach i ponownie organizatorzy stanęli na wysokości zadania! W salce przeznaczonej dla uczestników ustawiono termosy z ciepłą herbatą, kawą, obok dzbanki z zimnymi napojami, a także całkiem smaczne ciasto czekoladowo-sernikowe. W trakcie długiej przerwy przyszły do nas pyszne zapiekanki prosto z pieca, więc nikt z tych warsztatów nie wrócił do domu głodny. Stoliki czekały na nas równo ustawione, wyposażone we wszystkie niezbędne sprzęty, a do tego kilogramy masy plastycznej. Czego chcieć więcej? Czułam się już trochę jak stały bywalec, następnym razem założę sobie kartę stałego klienta.
Choć nie korzystam z takich rzeczy i raczej nie planuję, poznaliśmy folie transferowe. Coś, co pozwala robić cuda z czekolady. Miłośnicy ozdabiania tortów na pewno znają. Ich niewątpliwa zaleta? Są wielokrotnego użytku. Gdybym miała wybierać, wolałabym korzystać z gładkich, ale są też wzorzyste i kolorowe. Tajemnica czekoladowych spirali rozwiązana!
Oprawa warsztatów jak zawsze profesjonalna. Już nie mogę się doczekać zdjęć i filmu promocyjnego :) Pozdrawiam Pana operatora i jak zawsze tryskającego humorem Łukasza!
Pierwsza część warsztatów minęła nam na dekorowaniu babeczek według podanych propozycji. Ciasteczkowy potwór (tu miałam poważne obiekcje, przecież on nie miał nosa!), wielkanocny kurczak i zając w stosie marchewek. Oczywiście wskazana była inwencja własna, co postanowiłam z moją towarzyszką wykorzystać w drugiej części. Uczestnicy starali się jak tylko mogli!
Bo widzicie, dekorowanie wypieków to czysta magia! Ania opanowała tę sztukę do perfekcji. Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że w tamtym momencie mogła odczytać przyszłość z tej magicznej, cukrowej kuli.
Ja natomiast jestem ekspertem od profesjonalnego nakładania lukru królewskiego do rękawa cukierniczego. Swoją drogą - bardzo fajny pomysł z jednorazowym, foliowym rękawem! Jeżeli tak jak ja, zwyczajnie nie potraficie skręcić tytki z papieru, to coś dla Was.
Oczywiście nabrudziliśmy tak, że serdecznie współczułam właścicielom lokalu.
Na koniec pokażę Wam moje i Ani wspólne arcydzieło. Miał być mazurek z kwiatkami i wiosennymi listkami, ale ciężko nam było porzucić stylistykę Ulicy Sezamkowej, więc pozostałyśmy przy tym pomyśle. Nie muszę mówić, że podjęcie decyzji o tym, kto bierze ciasto do domu, było trudne. Obyło się bez rękoczynów ;)
Na koniec bardzo serdecznie chciałam pozdrowić całą ekipę Sweet Decor i cóż.. do zobaczenia? ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz