piątek, 30 listopada 2012

Wróżenie na okrągło

Niespodziewany splot nieprzyjemnych zdarzeń sprawił, że andrzejkowy wieczór spędzę w domu obok ciepłego piecyka. Nadal usiłuję wyleczyć ból pleców, ale bezskutecznie. Pewnie niedługo (w przypływie desperacji) w końcu udam się do kogoś mądrego, kto na bólach pleców się zna. Pociesza mnie fakt, że na dworze temperatura oscyluje wokół zera, co obniża poziom motywacji na piesze wycieczki. Nagle koc, kakao i film stają się niezwykle atrakcyjną opcją.

Samą ideę Andrzejek bardzo lubię. Za sprawą ostatnich zajęć z filozofii (sic!) postanowiłam zgłębić nieco techniki wróżbiarstwa, a zapewniam Was, niektóre są co najmniej intrygujące. Być może skorzystacie z tego, nie tylko w andrzejkowy wieczór ;) Mając na uwadze tematykę bloga, skupię się na tych krążących wokół jedzenia.
Moją szczególną uwagę przyciągnęła aleuromancja.  To wróżenie na podstawie figur, które powstały po rozsypaniu pszennej mąki (od dzisiaj wyrabianie ciasta zawsze będzie miało pierwiastek mistycyzmu). Ale różne źródła podają różne wersje. Aleuromancja to także wróżenie z gotowego już ciasta. Gdzieś przeczytałam, że można pod to podciągnąć ciasteczka z wróżbą, co jednak ujmuje temu nieco magii.

Wróżenie z soli to alomancja. W niektórych częściach świata do dziś wierzy się, że sól ma magiczne właściwości. To sól rzuca się przez ramię, by mieć w życiu szczęście. Tutaj sól można rzucić w dowolnym kierunku na płaską powierzchnię, a potem starać się wyczytać coś z powstałych wzorów. Jeśli nie to, to może klasyczna tasenografia? Czyli powszechnie znane wróżenie z herbacianych lub kawowych fusów. To zdaje się, najstarsza forma wróżenia, która sięga aż do starożytnych Chin. Wymaga od nas niewiele wysiłku, przy okazji można się zrelaksować, pijąc ulubioną herbatę. Aby wywróżyć komuś przyszłość, musimy użyć fusów z herbaty/kawy konkretnej osoby. Nie wiem czy istnieją określone normy, ale według zasad tasenografii, wróżyć można jedynie raz dziennie. 
Na koniec najbardziej abstrakcyjna forma wróżenia, czyli tyromancja. To wróżenie.. z sera. A konkretniej, ze sposobu, w jaki koaguluje mleko przy produkcji domowego sera. Gdy następnym razem będę robić paneer, lepiej się przyjrzę. 
Jeśli nie macie czasu na wróżenie, w trakcie śniadania możecie uprawiać ovomancję, czyli wróżenie z jajek. 




Opcji jest bez liku. Dzisiaj zdecyduję się na standardowe lanie wosku i obieranie jabłek, ale wszystkie "kulinarne" metody będę mieć na uwadze w najbliższej przyszłości ;)
A jeśli macie trochę czasu, mleka w proszku i ubrania przeznaczone wyłącznie na stracenie, proponuję szybkie i niezwykle smaczne trufle. W smaku przypominają trochę tiramisu, ale są mniejsze, dosłownie na jeden kęs. Niestety nie mogę powiedzieć, że mniej kaloryczne ;) Ale kto by się tym przejmował. Niedługo nowy rok, czas dietetycznych postanowień. Czyli przez kolejnych 31 dni można sobie pofolgować.
Zajadając się trufelkami, wspominam wczorajszy koncert w ramach Ars Cameralis, który na pewno w leczeniu nie pomógł ;)





Trufle z nutką amaretto
z podanych proporcji wychodzą ok. 24 trufle

50g masła
50ml śmietany 30%
50g cukru pudru
150g mleka w proszku
5 łyżek zmielonych migdałów
20ml likieru amaretto

Roztop masło w rondelku lub mikrofalówce, przestudź. W osobnym naczyniu ubij śmietanę z cukrem pudrem. Do śmietany dodaj roztopione masło i dobrze wymieszaj. Dodaj migdały i amaretto, a gdy wszystko wymieszasz, zacznij dodawać mleko. Wsypuj je porcjami, po każdej dokładnie wymieszaj masę, by nie powstawały grudki. Jeśli uznasz to za konieczne, dosyp więcej mleka. Jeśli masa jest za gęsta, możesz chlusnąć jeszcze trochę amaretto. 
Gotową masę włóż do lodówki na 30 minut. Z lekko schłodzonej masy formuj niewielkie kulki (wielkości standardowych pralinek). Przełóż je na talerz i ponownie schowaj w lodówce na 30 minut.




100g czekolady gorzkiej
gorzkie kakao, dobrej jakości
wykałaczki
papier do pieczenia

Ja zrobiłam trufle w podwójnym wydaniu, ale przecież można je przygotować jedynie w polewie czekoladowej. Wtedy przydadzą się dwie tabliczki.  




Czekoladę roztop w kąpieli wodnej. Ja usiłowałam temperować czekoladę, ale chyba z marnym skutkiem ;) Muszę nabyć termometr cukierniczy. 
Kakao przesiej do szerokiej miseczki. 

Kulki nadziewaj na wykałaczki i zatapiaj w czekoladzie. Gdy nieco obciekną, odłóż na papier do pieczenia i wyciągnij wykałaczkę. Gdy czekolada zastygnie, przełóż trufle do lodówki. 
Wersja z kakao jest prostsza, ale nie mniej brudogenna. Zwyczajnie obtaczaj kulki w kakao. Aby przyszli konsumenci się nie brudzili, podawaj je w malutkich papilotkach. Podobnie jak te w polewie czekoladowej, również przechowuj w lodówce.



Tak wygląda słodki, aksamitny środek. Już niewiele zostało.. ;)



6 komentarzy:

  1. ale kusząco wyglądają :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Pyszny wykład z cyklu,jak wróżyć i z czego.
    A ból pleców własnie przerabiam,więc łączę się z Tobą w bólu.
    Nie łudź się,żaden mądrogłowy w białym odzieniu nie znajdzie na to lekarstwa.
    Trufelki za to znacznie podniosą zadowolenie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba wywróżę sobie z mąki przyszłość mojej kondycji zdrowotnej ;) Ewentualnie z pępka, bo też można (omfalomancja).

      Usuń
  3. tryfle piękne wyglądają, zwłaszcza te w złotych foremkach, a co do Andrzejek, w przyszłym roku obowiązkowo, bo w tym znowu przegapiłam...

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej :) nominowałam Twojego bloga do zabawy "Liebster Blog" ;) zachęcam do udziału, a szczegóły pod linkiem -> http://finezka.blogspot.com/2012/12/liebster-blog.html
    Pozdrawiam i PS. smacznie wyglądające kuleczki ;)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...