Nasze pigwy zniknęły w lekko kwaskowatej konfiturze oraz nalewce. Tą ostatnią robimy na dwa sposoby. Tato zdecydował się na wersję dla cierpliwych tradycjonalistów - zasypanie plasterków pigwy cukrem i miodem, zlewanie soku i łączenie z alkoholem. Łącznie z leżakowanie, cały proces może trwać ponad 6 miesięcy! Na razie owoce pławią się w cukrze, więc czekamy..
Nie lubię wystawiać swojej cierpliwości na ciężkie próby, a bliscy wiedzą, że ze mnie jest straszny raptus. Dlatego czas oczekiwania w przypadku mojej nalewki chciałam skrócić do minimum. Pomyślałam, żeby z owoców zrobić syrop, a w całym przedsięwzięciu pomógł mi przepis Atrii z Ziołowego Zakątka. Dodatek orientalnych przypraw to świetny pomysł, dzięki temu nalewka ma niezwykle wyrazisty i głęboki smak. Jestem pewna, że świetnie sprawdzi się w zimowe wieczory! Zmieniłam jednak proporcje, bo syropu wyszło mi za mało i wódka była zbyt mocno wyczuwalna. Co gorsza, owoce aż kipiały od pektyn i zrobiła się galaretka! Nie był to problem, ale w końcu doprowadziłam nalewkę do postaci płynnej. Teraz już wiem, że pigwy nie trzeba tak długo gotować ;)
Oczywiście na zdjęciach jest jeszcze świeża i niegotowa do konsumpcji (niestety dopiero po jakimś czasie zapach wódki nie będzie wyczuwalny), w dodatku bardzo gęsta i nieklarowna. Zostawię ją w butelkach na 2-3 miesiące, żeby nabrała mocy urzędowej, a potem postaram się przefiltrować. Już nie mogę się doczekać próby generalnej!
Jeżeli macie pigwy na podorędziu, nalewka to doskonały pomysł!
Nalewka z pigwy (pigwówka)
2kg owoców pigwy
500g cukru brązowego
5 łyżek miodu
laska cynamonu
2 ziarna kardamonu
4 goździki
szczypta szafranu
2 laski wanilii
0,75l wody
0,5l wódki
2 butelki do "leżakowania" (0,5l)
Pigwy dokładnie wyszorowałam z "kożuszka" i pokroiłam w ćwiartki - nie drylujemy i nie obieramy! Zasypałam cukrem i zostawiłam na około godzinę. Po tym czasie wrzuciłam na głęboką patelnię i smażyłam przez 15 minut, aż cukier zaczął się rozpuszczać. Dodałam 0,75l wody oraz przyprawy (bez laski wanilii) i gotowałam 30 minut pod przykryciem, do uzyskania gęstego (nie za gęstego!) syropu. Na koniec dodałam miód.
Zostawiłam owoce w syropie na całą noc, a następnego dnia odcedziłam. Jeżeli syrop jest za rzadki lub mało słodki, należy go zredukować/dosłodzić.
Syrop wymieszałam z alkoholem, a następnie wlałam do butelek. Do każdej z nich włożyłam naciętą laskę wanilii. Schowałam do spiżarki i teraz cierpliwie czekam..
No to chlup w ten głupi dziób! :)
Po smażeniu syropu zostało mnóstwo owoców. Żal je wyrzucić, a przecież można wykorzystać. Wszystkie! Po odsączeniu pigw wycięłam gniazda nasienne. Owoce pokroiłam w cienkie plasterki. W garnuszku przygotowałam gęsty, cukrowy syrop - zalałam cukier niewielką ilością wody i gotowałam przez kilkanaście minut. Dodawałam wody do uzyskania odpowiedniej konsystencji. Na koniec wlałam sok z cytryny. Owoce włożyłam do wyparzonych słoiczków, zalałam gotowym syropem i zakręciłam. Tradycyjnie pasteryzowałam w piekarniku.
Voila! Za jednym zamachem nalewka i pigwa do jesiennej herbaty.
Ciekawa jestem jak smakuje taka pigwówka. U mnie dojrzewa z aronii. Pigwy nie mam, niestety.
OdpowiedzUsuńZapowiada się na hit tej zimy - trochę jabłkowa, trochę cytrynowa i taka .. świeża? Już kilka osób polecało mi pigwówkę z Soplicy. Chyba warto spróbować ;)
UsuńChętnie bym spróbowała takiej pigwówki. Wydaje mi się idealna na jesień ;)
OdpowiedzUsuńJagodo! Piękne zdjęcia i moja ulubiona pigwówka! A wiesz, dziś też ją wspominam u siebie, choć w zupełnie innym towarzystwie;)
OdpowiedzUsuńSerdecznie Cię pozdrawiam!
Bardzo dziękuję! :) Ja do tej pory spróbowałam jedynie diabelnie mocnej pigwówki. Czekam na moją "babską" wersję i kto wie, może użyję jej w podobny sposób?
UsuńPozdrawiam również!